Odwiedziny u polskiego księdza na jego wyspie KAIRIRU były dużym zaskoczeniem dla księdza Pawła. Moich ‘przewodników’ dzieciaki z BIK MUSHU nauczyłam słów; DZIEŃ DOBRY OJCZE PAWLE i JAK SIĘ MASZ? I to one przywitały księdza w jego domu. Wyobraźcie sobie Papuasów mówiących po polsku? Księdza, co tu dużo pisać- zamurowało. Na jego wyspie można naładować sobie telefon i kupić jajka u lokalnego farmera z Nowej Zelandii. NA Mushu nie ma kur więc Wielkanoc nie mogła odbyć się bez jajek.
W WIELKI CZWARTEK lokalny biskup zaprosił mnie do wzięcia udziały we mszy. Po umyciu stóp 12 Apostołom nastąpiło umycie stóp lokalnych. Żona- mężowi, kolega-koleżance oraz koleżanka-koleżance. Z czego ostatnią parę tworzyłam ja z moją Papuaską znajomą Sicilią. I po raz kolejny jako pierwsza biała rytualnie umyto mi stopy w Papuaskim kościele. Wydarzenie poprzedziła wielka kolacja w domu biskupa z całą jego świtą.
Wyjazd w LANY PONIEDZIAŁEK z wyspy został odłożony na dzień kolejny. Kapitan zalał się troszeczkę w poprzedni dzień (pamiętna imprezka) i nie był w stanie płynąć- do tego ten deszcz. Wypłynęłam w kolejny dzień, a przed wschodem słońca na plaży zgromadziło się pół BIK MUSHU wliczając dzieciaki, które latarkami świeciły całą drogę. Jeszcze z morza widziałam błyski latarek, a łzy same leciały...Niesamowity czas, który było dane mi spędzić na Mushu dobiegł końca- czas na kolejną przygodę!:-)