Kolejny stan, kolejny jezyk, kolejny nieoczekiwany dzien w Indiach:)
Kerala- jeden z najbardziej wyluzowanych stanow Indii- bagatela 32 mln mieszkancow i oficjalny jezyk- MALAYALAM- jeden z 18stu oficjalnych jezykow Indii.
Niestety na eksploracje tego stanu czasu nie mamy duzo wiec z samego przyladka Komorin ruszylysmy nocnymi polaczeniami autobusowymi do FORTU COCHIN.
Pierwszy kierowca, ktory wiozl nas do (UWAGA!)- Thiruvananthapuram (Trivandrum) nazwany zostal przeze mnie kosiarzem umyslow...Najpierw skosil nasze polskie umysly jakims filmem bollywoodzkim. I nie chodzi tu wcale o fabule, ktora jak kazda inna zaczyna sie tragedia, potem miloscia, zdrada lub inna forma bolu i konczy wieczna miloscia;-) a muzyka!!! a raczej glosnoscia!!! myslalam, ze mi bebenki pojda...Nastepnie Pan kierowca postanowil skosic orzelka...tak tak:( Biedny znalazl sie w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze...Pora kosiarza...A potem przy wyprzedzaniu Pan potracil motocykliste!!!! Nawet nie wiemy jak bardzo, bo sie wcale nie zatrzymal tylko obejrzal z okna!!! MASAKRA...Autobus byl pelen, nikt nic nie powiedzial, nawet nie wzruszyl...normalka w Indiach- tzw. selekcja naturalna...
Nastepnie z miejscowosci na T. (pozwolcie nie bede jej juz przytaczac;-) weszlysmy w kolejny autobus do samego Cochi- 5h jazdy (135RS) gdzie znalazlysmy sie o 4 nad ranem! i co dalej? jak to prawdziwe backpackerki kolejne 5h blogiegu snu spedzilysmy w poczekalni dla kobiet. Rozlozylysy sie w rogu na namiocie, przykryte spiworkami:) Jak nie namiot to dach albo i poczekalnia:) why not? O 9.00 obudzila nas sprzatajaca poczekalnie Pani Hinduska- i dobrze!
W porcie Cochi przywitaly nas DELFINKI plywajace przy naszym stateczku!!!!:)))) Do tego na ladzie nie bylo zadnej krowy, a same kozki. Jakos tak nieindyjsko, a bardziej europejsko chociaz MASALA to chyba bedzie najodpowiedniejsze slowo. Mix kulturowy i architektoniczny- nie dosc, ze wielkie sieci przywiezli tu Chinczycy, to potem w XVI w dotarli Portugalczycy a potem Angole. Jeszcze pomiedzy byli Holendrzy i koniec koncow nawet i sredniowieczna synagoga sie tu znalazla:)
Obecnie wiekszosc Hindusow z Kerali ubiera sie w swoje meskie spodnice zwane LUNGI (jak i w Birmie czy Bangladeszu) chociaz tu o wiele bardziej eksponuja oni swoje nogi podwijajac LUNGI az to poziomu powiedzialabym- MINI:) Nawet kobiety tego nie robia! ach ci Hindusi...zobaczcie na foty:)
Wiekszosc poznanych ludzi podrozujacych po Indiach traci wage na subkontynencie... Nie wiem jak to robia, bo my z glodu tu nie cierpimy, a wrecz przeciwnie. No bo jak konczac sniadanie mysli sie juz o tym co sie zje na obiad...chyba o czyms swiadczy:) A wiec: na sniadanko puri lub dosa z sosem (o dziwo podaja niepikantne!) a a obiadek codziennie cos innego- dzis paneer butter masala i vegetable jaipuri po 50RS i po 2 butter rotti dla kazdej. Rotti to takie hinduskie pieczywo- z reszta jak i naan, parota, dosa czy puri. Zazwyczaj placimy z piciem okolo 80RS (47rs=1USD). Zyc nie umierac...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
BLOG SYPKAROLA.GEOBLOG.PL NA PIERWSZYM MIEJSCU ALE NIE TO JEST WAZNE! WAZNE ZE JESTESCIE, SLEDZICIE I TRZYMACIE KCIUKI ZA POWODZENIE TEJ WYPRAWY!:)
A TO WSZYSTKO DZIEKI WAM! DZIEKUJE JESZCZE RAZ WSZYSTKIM!!!! JESTESCIE THE BESCIAKI:))))
PAMIETAJCIE ZE JESZCZE 3ETAP:)
A WIEC DO BOJU !:)))