Indie sa fascynujące…podróżowanie po nich to tak jak odwiedzenie kilka krajow jednoczesnie. Ladach było mieszanka Indii z Tybetem (tego 2-giego bardziej), a Delhi to taka troche Anglia pomieszana z Indiami. Sklepy full wypasik- wszystko jest! Nawet tampony…których w innych czesciach nie doświadczysz. Najwazniejsza rzecza która trzeba było zrobic to wysłać paczke do domu…no i tak…po pierwsze na poczcie nie było niiiiiiiiic- kartonu, nożyczek, tasmy, markera- zero informacji…no wiec po pierwsze do sklepu po karton i tasme, pakujemy, kleimy, zadowoleni- a pan na to, ze musimy zapakowac to w bialy material…?! O so chosi?!;-) No wiec dalej na bazar i 2 m białego materialu…znowu poczta, pakujemy, kleimy, zadowoleni- idziemy do okienka a pan na to, ze nie może być widac tasmy i ma być co?! ZSZYTE!!!!??!!! To dlaczego nie powiedział nam Pan tego wczesniej?! Jak kleiliśmy przez ostatnia h i dźwięk rozklejanej tasmy był słyszany przez cala poczte>?! Masakra…no i co? Znowu na market (riksza na szczescie;-) i tam trzeba było znaleźć krawca i po raz drugi kupic bialy material…pol dnia walki z paczka…OBY TYLKO DOSZLA;-)
W Delhi trafiliśmy to znajomych z CS, kolega to jakis PRINCE;-) służących kilku, chawira zacna, labirynt pokoi, lazienek, wielki ogrod no i imprezka:) Dolaczyli do nas Tomek i Marta z Wrocka, którzy musza pozbierac się po szoku kulturowym. Szykuje się ostre zwiedzanie i w droge do Agry! (już tutaj sprzedaja koszulki w stylu VI AGRA- the most greatest erection for a love to a woman)…TAJ MAJAL HERE WE COME!
Do tego w drodze do Delhi zatrzymalysmy sie w dziwnym, niepowtarzalnym parku FANTASY ROCK GARDEN...W pewnym momencie tak jakbysmy weszli w swiat Gaudiego (Barcelona) ale takiego hinduskiego Gaudiego:) Ciekawe kolorowe formacje z kafelek, i generalnie smieci (jak np. zlamanych kolorowych indyjskich bransoletek czy np. polamanych talerzy itp itd:) Wieeeeelki park, fontanny- mozna by tak kilka h tam spedzic...Tylko ta goraczka...masakra! Wilgotnosc spora..prawie jak na KISH;-) (sauna)