Znaczącą częścią populacji wysp Fidżi, która liczy ok. 861,000, stanowią Indo-Fidżyjczycy (ok.37% populacji). Przybyli oni na wyspy ponad 130 lat temu jako potomkowie robotników kontraktowych przywożonych przez Brytyjczyków do pracy w przemyśle cukrowniczym na początku XIX wieku. Nie zawsze żyli oni w zgodzie z tubylcami, a teraz są oni uważani za najbardziej pracowitych i przedsiębiorczych (podobnie jak Chińczycy na wyspach Vanuatu). A to nie każdemu się podoba. Hindusi tak wtopili się w świat Fidżi, że w większych miastach można się prawie poczuć jak w Indiach. Święte krowy nie chodzą co prawda po ulicach ale obecność kolorowych hinduskich świątyń, kobiet w sari i hitów Bollywood sprawiają, że można przenieść się na chwilkę do odległych Indii. Sami tutejsi Hindusi to rodem wzięte z Indii „ciapki” (dla wtajemniczonych ;-). Niektórzy bardzo zakręceni, potrząsający głową w tym ich typowym tak/nie/nie wiem/o co ci chodzi stylu. Miło było znowu przeżywać Indie będąc zarazem tak daleko od nich.
W Nadi odwiedziliśmy hinduską świątynie boga Sziwy zbudowaną przez hindusów przybyłych specjalnie na tą okazję z Indii. Budowla jest typowym przykładem architektury Dravidiańskiej- jedynej takiej spotkanej poza granicami subkontynentu. Kolorowy świat bogów, bóstw i lokalnych nielicznych w tym czasie wyznawców. Trochę brakowało tego gwaru, zapachu i przede wszystkich tych kolorowych tłumów gromadzących się w każdej świątyni w Indiach.
Poszukując płyty z muzyką fidżyjską poszliśmy do sklepu muzyczno-filmowego w którym z paniami sprzedawczyniami- Fidżyjkami zrobiliśmy mała dyskotekę w ich sklepie;-). Ci ludzie potrafią się bawić! Uśmiechnięci, zawsze gotowi do śpiewu i tańca- ONI KOCHAJĄ ŻYCIE! Najśmieszniejsze jest to, że w całym sklepie była tylko jedna płyta z Fidżyjską muzyka, a reszta tylko i wyłącznie HINDUSKA! Oczywiście 80% sklepu to piraty.
Oprócz Nadi gdzie po raz pierwszy na Fidżi można było zakupić jakieś souveniry wypożyczonym samochodem zajechaliśmy do Lautoki- drugiego co do wielkości miasta kraju, które szczyci się nazwą CUKROWEGO miasta. Króluje w nim wielka cukrownia, która napędza koniunkturę nie tylko miasta ale i samego państwa. Miejsce i jego ludzie to zdecydowana mieszanka, która zaskakiwała mnie na każdym kroku. Tutejsi jeżdżą jednakże zdecydowanie spokojniej i tylko dziury na drogach przypominały te nasze kochane polskie załatane drogi. W planach było pokąpanie się w lokalnych gorących źródłach- Sabeto hot springs ale samo miejsce nie zachęcało do niczego więcej niż sfilmowania…Kilka płytkich dziur z błotem, jedna z gotowaną wodą do której nie dało się nawet wejść (chyba, że jajka ugotować), nie działające prysznice, cuchnące toalety, a to wszystko za 10FD od osoby + dojazd przez wielkie kamienie, przez które wypożyczona toyota prawie straciła podwozie!;-). Można sobie odpuścić…
Ceny:
1FD=1,7zl
Nocleg w NAdi- apartament z kuchnią, łazienką- 4 osobowy- 79FD
Wypożyczenie małej toyoty echo sedan- 120FD na dzień
Litr benzyny ok. 2FD
Wejście do świątyni hinduskiej- 3,5FD
Internet- 3FD/h
PS. 12/09/09 ukazal sie w Expressie Bydgoskim moj artykul o magicznych wyspach Vanuatu- serdecznie zapraszam do lektury (oto i linK!:)
http://www.express.bydgoski.pl/look/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=2&NrIssue=1309&NrSection=100&NrArticle=149193&IdTag=4