Unawatuna to zdecydowanie spokojniejsze miejsce od naszej poprzedniej miejscowki chociaz sylwestrowa zabawa na plazy skonczyla sie poznym rankiem...
"Tlusta" szampanska zabawe rozpoczelismy w pokoju na domowym before party kiedy to wyrabialismy domowej roboty- KAMIKADZE- wszystko dzieki butelce BLUE BOLS, i zwyklego BOLSA oraz 2 kg limonek, ktore kazdy dokladnie wyciskal do kubeczka. Za miarke posluzyly nam wyciete koncowki od butelek plastikowych, za shakera- Dominiki plastikowy kubek i mieszanie lyzka:) Tak drinkow nigdy w zyciu nie przygotowywalam ale w warunkach polowych trzeba sobie radzic:) Potem na piaskowy parkiet do HAPPY BANANA i LUCKY TUNA;-) o 00.00 probowalismy odpalic lankijskie zimne ognie (cena 40rs za 10sztuk (115rs=1usd) niestety bez pozytywnych rezultatow...Tomek celebrowal w oceanie, a my skladajac zyczenia obserwowalismy sztuczne ognie rozblyskujace sie nad malenka zatoczka w Unawatunie.
Nocleg- jak mozecie sie spodziewac- perfecto;-)- dach hotelu SUNNY BEACH- nad sama plaza, z widokiem na ocean, a pod dyskretnym przykryciem lisci drzew...najwieksza frajda byla walka z falami i pradem, ktory robil z naszymi dryfujacymi cialami co chcial.
Nie wyobrazam sobie co Ci ludzie przezywali tutaj 4 lata temu podczas tsunami. Ponoc Unawatuna byla totalnie zmieciona...a 90% budynkow na samej plazy przestala istaniec jednego fatalnego poranka...O tragedii malo kto juz mowi ale jej skutki wciaz sa widoczne na zdjeciach w sklepach z suvenirami.
Zycie na wyspie toczylo sie swoim relaksacyjnym tokiem, bo w koncu jak to na wyspie trzeba byc wyczilaltowanym;-)
na jednodniowa wycieczke pojechalismy do DONDRY- miejsca najdalej na poludnie polozonego na SRI LANCE- wksrabalismy sie na latarnie z ktorej rozciagal sie widok na szerokie, piaszczyste wybrzeze i niekonczacy sie blekit oceanu...