Najpierw riksza z dworca w NJP pojechaliśmy na dworzec autobusowy skad dosłownie po 10min. odjezdzal autobus do Changrabandhy- czyli przejscia granicznego Indii z Bangladeszem (bardzo rzadko uczęszczanego miejsca przez turystow). Kupno śniadanka (2 bananow, jabłka i 2 buleczek nadziewanych warzywami- 15 rupii) i w droge! Przejazd zajął jakies 4h. Wysadzili nas „gdzies” i nasze plecaki zostaly wsadzone na nowy typ rikszy- 3 kolowy rower z deskami na tyle-ala 2 laweczki drewniane…:-) Nowy stan- Zachodni Bengal- nowe riksze i już zupełnie inni ludzie! Wszyscy się uśmiechają, sa wyluzowani i generalnie jakos spokojniej:). Granica- baaaaardzo ciekawe miejsce. W chatce imigracji indyjskiej naliczyłam 11 panow, każdy zajmowal się czyms innym- kilku wpisywalo dane ludzi w wielkich zeszytach, jeden pan liczyl jakies karteczki, inny karmil ptaszki na swoim bambusowym biureczku!!!, kolejny mieszal korektor z rozpuszczalnikiem, a pozostali obserwowali innych;-) paszport z napisem POLSKA chyba był pierwszy raz w rekach celnikow, bo wszyscy się dziwili i skumac nie mogli co to za kraj…;) Wszystko zajęło dobre pol h, bo potem jeszcze 2 razy inni nas sprawdzali (wciąż po stronie Indii:), a po stronie Bangladeszu podobnie ale jakos bardziej luzikowo. A jak zarzuciliśmy kilkoma frazami po bengalsku to już w ogole panowie byli „kupieni”;) Kilka przyjaznych pytan, pieczatka i 30 dni do eksploracji tego nieodgadnionego jeszcze kraju! Już kochamy to miejsce, tych ludzi i te CENY!!!
Panowie podobnie jak w Birmie chodza w spodnicach- longyi i zuja BETEL po którym pluja na czerwono i jak wampiry maja czerwone zebyJ. Wszyscy się uśmiechają i sa strasznie przyjazni! W banku nie chciano wymienic nam $ ale w koncu pan się zlitowal i zamienil nam 8usd za które opłaciłyśmy (za 2) riksze, autobus do Rangpur i zakupiłyśmy jedzenie! I jeszcze zostalo na owoce i picie:). Dieta zapowiada się rybno-owocowa:) a już tak tęskno było za rybami! Riksza rowerowa dojechałyśmy do miasteczka Patrgam mijając po drodze plantacje ryzu, bananow i innych. Ludzie zaprzestawali swoje prace aby na nas popatrzeć, pokiwac, uśmiechnąć się. Hehe. A jedno dziecko na mój widok się rozpłakało…chyba rzadko widzi się tu biale twarze;-). Biedny maly Bengal…nie chciałam;-)
W Patrgam znowu szczescie! Autobus po 10 min od przyjazdu ruszal:) zacnie! Tylko nasze żołądki zaczely się już same trawic wiec Dominika poprosila w lokalnym barze o zapakowanie nam ryzu i ryby w sosie curry do woreczkow;-) UDALO SIĘ! Jak lokalni zajadałyśmy się jedzeniem palcami ale w autobusie już:). PYCHA! Jak takie jedzenie ma być to ja tu zostaje! Hehehe. Pan kierowca nie używał pedala hamulca natomiast baaaaardzo lubil pedal gazu:). Nasz maly autobusik pustoszał i zapełniał się i za każdym razem ktos do nas zagadywal. Baaaaaaaardzo sympatyczni ludzie! Znowu wjechałyśmy w swiat islamu! W Bangladeszu 90% to muzułmanie ale kobiety nie na czarno a w kolorowych sari. Baaaardzo zielono i pierwsze wrazenie jak najbardziej pozytywne.
Riksza-z dworca w NJP na autobus-85 rupii (jakies 10km)
Autobus do granicy- 40 rupii- 70km
1USD=68 TAKA (bengalska waluta)
Riksza rowerowa z granicy na dworzec autobusowy- 70taka (15km)
Autobus do RANGPUR (4,5h) jakies 150km- 120 TAKA
Jedzonko-ryz z ryba w curry + 2 buleczki- 40 TAKA