Podczas wspinaczki mijałyśmy co chwila grupy zorganizowane z przewodnikiem i kilkoma porterami…tzw. blokersi szlakow…i wybijacze oczu! Bo jak zaczeli tymi swoimi kijkami wymachiwać to prawie z Domino nam galki oczne wydłubali! Masakra…My zawsze witałyśmy się z Sherpami w ich jezyku, co czesto wzbudzalo uśmiech, a czasem wielki smiech…cos z moim akcentem chyba nie tak?!...:) A wiec zawsze:
TASHIDALE! –czyli sherpowskie „NAMASTE”- Witaj!
Nastepnie:
TANG BU?- Jak się masz?
LEMUNO?- dobrze?
I ostatnie, które zawsze wywoływało zdziwienie…:
KOLIPEP- do widzenia! (za wymowe glowy nie daje ale sama jej nie stracilam wiec luzik
Noce bardzo mrozne…czym wyzej tym niestety zimniej. Rano w Dingboche w pokoju na wys. 4410m miałyśmy 2 stopnie…. Wszystkie warstwy z plecaka na sobie, spiwor, 3 koldry i jeszcze z Domino na jednym lozku ściśnięte- tak cieplej. Ledwo się przekręcić mogłyśmy, a światło zagaszałyśmy patykiem, bo jak już weszłyśmy w te wszystkie warstwy to czułyśmy się co najmniej tak niewygodnie jak astronauci w swoich kombinezonachhehe. Często wkładałyśmy do śpiworów rzeczy na rano, bo ubrac je w tej pizgawce to była masakra…Ale niestety często bywalo tak, ze moje jeany od plecaka były jeszcze mokre wiec już w ogole srednio mile uczucie…Do tego woda do mycia zamarznieta…wiec mycie z jednego kubeczka, a jak się załatwiało to brrrrrrrrr taka para leciała co najmniej jak z lawy…roznica temperatur masakryczna. Zaraz po porannej toalecie szybko do restauracyjki na owsianke i ciepla herbate! Śmiałyśmy się, ze podczas trekkingu to albo LEZYMY albo CHODZIMY- baaardzo zróżnicowany dzien.
W Dingboche znowu 2 dni aklimatyzacji, a przed noc w Tengboche (3840m) gdzie znajduje się najwieksza gompa (swiatynia buddyjska) w Nepalu! Coraz bliżej białych stożków i Everest wylania się nam w coraz większej okazałości… Tylko czemu to tak daleko?!:))
Podczas trekku miałyśmy niesamowite szczescie co do pogody! Sloneczko codziennie, a ok. 15-16 mgla (mleko) ale to i tak był czas na lodge i obiadek. Spac kładłyśmy się ok.20.00, a przed oglądałyśmy niepowtarzalne niebo- tak pieknie widoczna Droga Mleczna do tego ilość gwiazd przytłaczała…znowu szczeke zbierałam- ZACNIE!
W drodze widoki na szczyty:
AMA DABLAM- 6812
Mt. EVEREST (CHOMOLONGMA, SAGARMATHA)-8850
NUPTSE-7861
LHOTSE-8501
ISLAND PEAK-6189
Nalezalysmy do nielicznej grupy osob, ktore szly indywidualnie bez portera czy pzewodnika. uwierzcie mi nie potrzebny wam nikt. Fasolka na plecy i w droge. My nawet mapy nie mialysmy- podazalysmy za Sherpa, porterami, jakami a czasem ich odchodami...;-) poza tym w kazdej lodgy mapy na scianach sa wiec mozna sie latwo zlokalzowac;)