17 lipca 2008 roku opuscilam moj rodzinny dom w Bydgoszczy i z jedna duza, jedna mala fasolka (dla niewtajemniczonych chodzi o plecak, bo wlasnie z nim wyglada sie jak mroweczka z wielka fasolka;-) wyruszylam najpierw autostopem w ten nasz wielki, kolorowy, niecodzienny swiat. Przygoda trwa juz ponad pol roku, a ilosc rzeczy ktore sie wydarzyly, wydarzaja sa po prostu niesamowite, napelniajace kazdego dnia nowa energia i checia poznawania coraz to nowych miejsc, ludzi, swiata. Poziom adrenaliny nie spada i nie zapowiada sie aby spadl;-) I o to przeciez wlasnie chodzi...bo jak kiedys ktos napisal "One who doesn't travel reads only one page", a ja chce przeczytac znacznie wiecej:))) Wszyscy ktorzy sledza bloga, tesknia, kibicuja serdecznie dziekuje za wsparcie i dobre slowo i zapraszam do dalszej lektury!:)))
A wiec kolejna przygoda, kolejne miejsca! Dzis w dzien rozpoczecia 7mego juz miesiaca podrozy poblogoslawily mnie 2 slonie, ktore za 1 rupiejke wreczona im do traby, wlasnie owym noskiem "pacnely" mnie w czobek glowy zyczac szczescia i powodzenia- na pewno w dalszej drodze;-))) Takie wlasnie slonie znajduja sie przed kolorowymi swiatyniami hinduskimi w stanie Tamil Nadu, a reprezentuja boga GANESHE, ktory wlasnie jest pol-sloniem, pol-czlowiekiem:)
Poniewaz wczoraj zakonczyl sie festiwal zniw PONGAL trudno bylo dostac sie nam do jakiekolwiek autobusu wyjezdzajacego z Mamallapuram. Wszystkie byly zapakowane szczesliwymi hindusami, ktorzy uwielbiaja swietowac, a powodow maja sporo. Byla nas cala 4ka, bo Filip i Kuba (poznani na Andamanach Polacy) zdecydowali pojechac z nami. Nie bylo szans na autobus wiec Dominika zatrzymala pierwsza "ofiare" :) milego Hindusa, ktory sam podazal samochodem w strone Pondicherry dokad podwiozl nas z zawrotna predkoscia! Szybko, bezpiecznie, sprawnie- chociaz slalom miedzy krowami i czasem kozkami no i te riksze!!! przyprawial o zawroty glowy....Jednak autostop w Indiach istnieje!!!:)) moze sie znowu przerzucimy? Z Pondicherry wskoczylismy do autobusu jadacego do Cuddallore tam nastepna przesiadka do Kumbakonam i ostatnia juz do samego Tanjore gdzie spedzilismy noc (250RS z lazienka niedaleko NEW BUS STAND).
Caly dzien ekplorowalismy wspolnie swiatynie- najpierw w Tanjore- Brihadishwara Temple a potem wlasnie tutaj w Trichy- kolorowa Sri Ranganathaswamy Temple i Rock Fort Temple. Wejscie za darmo, w koncu to miejsce swiete do ktorego zjezdzaja sie pielgrzymi z calych Indii. Wwszystkim polecam szczegolnie Sri Ranganathaswamy gdzie na 60 hektarach znajduje sie 21gopuram-ow (czyli tych kolorowych, wysokich wejsc w ksztalcie piramidy wlasnie do swiatyn Dravidian). Glowne wejscie mierzy az 73m i wyglada zachwycajaco. Wpuszczono nas za 10RS na punkt widokowy skad rozciagal sie wspanialy widok na caly kompleks. Tylko Hindusi maja prawo wejscia do samego srodka- zlotego sanctum skad (zapewniano nas) latwiej dostac sie do nieba. Nam nie bylo dane...Ostrzegam przed przewodnikiem, ktory najpierw obiecujac, ze wprowadzi nas do srodka swiatyni potem jednak zmienil zdanie i pozegnal nas slowami (F...U!!!- powtorzyl chyba ze 3 razy...oj nie ladnie...w dodatku w miejscu swietym...)
Dzis nocnym autobusem jedziemy z Dominika do Rameswaram (tam gdzie Indie lacza sie ze Sri Lanka) i zegnamy sie po raz drugi juz z chlopakami, ktorzy niestety wracaja po 5 tygodniach swojej podrozy do Europy. (FILIP!KUBA!DO ZOBACZENIA WKROTCE:)))
W Mamallapuram musielismy niestety/stety odwiedzic lekarza. Opieka zdrowotna okazala sie nad wyraz pomocna- nie dosc ze darmowa!!! To Pani Hinduska w centrum Zdrowia Swietej Marii (przykoscielnym) zbadala Dominike swiecac jej latarka w gardlo;-) Od razu wiedziala o co chodzi- zapalenie gardla, dala antybiotyki i wlasciwie za tabletki oslonowe i na gardlo wyszlo jakies 5zl! Same bylysmy zdziwione.
CENY:
Hotel w Tanjore- pokoj 2os z lazienka- 250RS
Cala podroz z Mamallapuram-Tanjore (3 autobusy, jeden autostop:)- 55RS
Sniadanko- puri na lisciu bananowca z sosem- 20RS
Jablko-20RS (chinskie)
obiad- zestaw SPECIAL- ryz, chapatti i jakies 10 miseczek z roznymi sosami, potrawami- 55RS